My z Jawoskiem również chcieliśmy pożegnać Lucjana będąc na pogrzebie. Bardzo długo szukaliśmy rozwiązań na problemy, m. in. znalezienie opieki nad córcią jak i szalejącej u nas wichury, która zrywała dachy i przerywała dostawy prądu.
Odkąd nasi kochani rodzice ze wzglądu na wiek i nękające ich choroby nie mogą nas wspomóc w opiece, jesteśmy nieco "uziemnieni" z dalszymi i dłuższymi czasowo wyjazdami.
Niemniej jednak byliśmy w tym dniu sercem i myślami z Lucjanem i Wami.
Od piątku nie mielismy dodatkowo internetu i nie moglismy śledzić tego wątku ani zobaczyć fotek aż do dziś.
Bardzo się cieszymy, że części z Was udało się dojechać,
bo to honor i zaszczyt być pożegnanym przez Brać Motocyklową...
Każdy z nas na pewno tego by pragnął...ryku motorków, zapachu i widoku skór.
Kiedy czytałam Wasze posty, gdzie wspominacie ciepło i życzliwość Lucjana, ale i Jego Rodziny, to wraca mi przed oczy obraz naszej wizyty u Niego.
Wstąpiliśmy do Lucjana podczas naszego wypadu w Bieszczady, kiedy córka była na kolonii.
Był bardzo zadowolony, że o Nim nie zapomnieliśmy przejeżdżając przez Tomaszów, bo zawsze chętnie i każdego rad był przyjąć.
Kiedy tylko zajechaliśmy - On już wybiegł nam na powitanie, wypytał czego nam trzeba. Rozłożył nawet już dla nas swój superowy namiot.
A kiedy jeszcze skoczyliśmy do Bełżca zobaczyć obóz zagłady, to po powrocie już zastaliśmy zapalony grill i zapach pieczonego mięska i kiełbasek.
Wtedy też z racji wakacji poznaliśmy prawie całą rodzinę Lucjana. A co najpiękniejsze i życzliwe, tam każdy przychodząc coś ze sobą przyniósł - jakąś przekąskę! Niesamowite! Przemili ludzie, urzekli nas przeniesionymi smakołykami i humorem. Gawędziliśmy do późna, aż we znaki nie dały się komary i zmęczenie.
A kiedy zbudziliśmy się wcześnie rano i po cichutku zwijaliśmy manatki, żeby nikogo niepotrzebnie nie zbudzić, to czujny Lucjan przygotował nam śniadanko. Pamiętam, że przyniósł taką pyszną wiejską szynkę wtedy!
A sam oczywiście był już z kawką. Podziękowaliśmy za gościnę, pożegnaliśmy się i ruszyliśmy... zabierając w kaskach Lucjanowe mrówki. Okazało się, że kaski położone na trawie stały się wyśmienitym miejscem na mrowisko. Najwięcej ich było w kasku Sławka. Istne oblężenie! Przez całą drogę do Bieszczad ubijałam wychodzące mrówki z otworów wentylacyjnych kasku. Nawet w Ustrzykach Dolnych jeszcze wyłaziły przypieczone słońcem.
I te mrówki i Lucjan - z piękną sylwetką, szczerym usmiechem są w mojej pamięci. I Rodzina Lucjana, niezwykle życzliwa i otwarta na nowych ludzi. To dziś rzadkość i skarb.
My jako motycyklisci - ludzie podróży, szczególnie to cenimy, prawda?

Bardzo mnie też uradowała wiadomość, że odszedł pojednany z Panem.
Dla mnie Lucjan jest,
wciąż jest i będzie w pamięci takim jakim Go widziałam.
Kiedy czytam Jego opis na naszej klasie, nie mogę oddalić od siebie myśli, że opis taki, a nie inny zostawił celowo... wiedząc.
Napisał: "
Jestem i mam się dobrze[teraz:)] "
I ufam, że tam Lucjanie jest Ci teraz dobrze, a to najważniejsze i daj Boże, abyśmy wszyscy tam kiedyś się spotkali i śmigali na niebieskich drogach...
I mam nadzieję, że w wakacje uda nam się przyjechać do grobu Lucjana i zapalić znicz...
Może gdzieś tam powinien odbyć się rozpoczynający sezon zlot?